W Polsce energia elektryczna ze źródeł odnawialnych to wciąż raczkujący temat, chociaż nie ma za pewne osoby, która by o tym nie usłyszała. Poszczególne województwa ze swoich funduszy wykładają pieniądze na dotację. Dzięki temu takie rzeczy jak domowa instalacja fotowoltaiczna, solary, wiatraki przestają być tylko snem wariata, a rzeczywistością. Lecz czy można sprzedawać energię w ten sposób wytworzoną? Czy to się opłaca?
Odpowiedzieć na oba pytania brzmi tak, lecz nie z powodów, o których można by pomyśleć w pierwszej kolejności. Zarabiają na tym przede wszystkim przedstawiciele firm. Dzieje się tak za pomocą specjalnych tak zwanych zielonych certyfikatów. Prawo energetyczne stanowi, że na każde 100 MWh usługodawca jest zobowiązany przedstawić zielony certyfikat opiewający na 10,4 MWh (10,4%). W przeciwnym wypadku producent otrzymuje karę pieniężną. Elektrownie produkujące energię odnawialną mogą sprzedawać certyfikaty po niższej cenie. Ponieważ w Polsce zielona energia jest daleka od osiągnięcia pułapu 10% nie ma również problemów ze sprzedażą certyfikatów. Cena tych certyfikatów jest w wliczona w rachunek końcowy dla odbiorcy i to on musi do nich dopłacić.
Ważne w tych kwestiach jest również rodzaj produkowanej energii odnawialnej. Niektóre, jak elektrownie wiatrowe są uzależnione od warunków atmosferycznych, odległości od linii energetycznej a nawet od bieżącej inflacji. Dlatego na większą skalę mogą być problematyczne, jeśli na przykład odbiorca potrzebuje stałej ilości energii w danej jednostce czasu. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby powstały systemy fotowoltaiczne, domowa elektrownia wiatrowa. Nie powinna ona jednak służyć za jedyne rozwiązanie, a raczej jako dodatkowe źródło energii obok innego.
Widzimy z powyższych danych, że w Polsce póki co bardziej opłaca się zakupić z dofinansowaniem własne ogniwa fotowoltaiczne, panele fotowoltaiczne niż latami dopłacać do interesu. Oczywiście o ile sytuacja na rynku nie poprawi się, co również nie jest wcale wykluczone.
